Pożegnanie śp. Bernarda Hinza
Wanożnicy pożegnali swego Prezesa z wiosłami w dłoniach. Fot. Janina Stefanowska
21 listopada w Kartuzach w ostatnią ziemską wędrówkę wyruszył śp. Bernard Hinz, zasłużony działacz kaszubski. Miał 75 lat. Urnę z prochami otoczyli rodzina, przyjaciele, znajomi, harcerze i liczne grono zrzeszeńców. Znany też pod pseudonimem jako Szredrów Ben, spoczął na górnym cmentarzu w Kartuzach, przy kolegiacie WNMP.
Obszerna relacja z uroczystości pogrzebowych autorstwa Janiny Stefanowskiej ukazała sie na stronie internetowej „Dziennika Bałtyckiego”. Poniżej jej obszerne fragmenty. Pełna relacja oraz bogaty zestaw zdjęć znajdują sie na stronie: http://kartuzy.naszemiasto.pl/artykul/w-kartuzach-w-ostatnia-ziemska-wedrowke-wyruszyl-sp-bernard,4890190,artgal,t,id,tm.html
Mszy św. żałobnej przewodniczył ks. Piotr Krupiński, proboszcz parafii Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Kartuzach, w koncelebrze z ks. kan. Romanem Skwierczem. Gabriela Jóskowska z Chmielna przeczytała czytanie po kaszubsku, zaś Ewangelię w języku ojców czytał ks. Roman. Zmarłego żegnali red. Edmund Szczesiak, Radosław Kamiński z ramienia Zarządu Głównego ZKP, Andrzej Kass w imieniu Jednote Partów Nordowych, Eugeniusz Pryczkowski w imieniu Rady Oddziałów Środkowych ZKP, druh hm. Bogdan Radys, kierownik Wydziału Seniorów Głównej Kwatery ZHP i komendant Kręgu Seniorów Korzenie z Gdańska.
Sylwetkę zasłużonego społecznika - Związku Harcerstwa Polskiego, Polskiego Czerwonego Krzyża, Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego, Klubu Wanożnik - przybliżył red. Edmund Szczesiak.
Mówił tak: - Drogi Benie, pogrążeni w smutku żegnamy Cię dziś w tej wspaniałej kolegiacie. Żegna Cię najbliższa rodzina, przyjaciele, osoby z którymi łączyła Cię praca, działalność społeczna. Towarzyszą Ci w tej ostatniej drodze członkowie starszyzny harcerskiej i liczni, ze sztandarami, drechowie ze Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego a wśród nich i nasza gromada, ze zrzeszeniowego Klubu Turystycznego Wanożnik, którego, aż do końca swych dni, byłeś prezesem.
Zawsze, gdy opuszcza nas ktoś bliski sercu, czujemy ból i żal. Są jednak osoby, z których odejściem szczególnie trudno nam się pogodzić. To osoby jeszcze niedawno niezwykle żywotne, tryskające energią i pomysłami, pobudzające, porywające innych do wspólnego działania. Taki byłeś. Nawet wówczas, gdy przed ponad rokiem, nagle się okazało, że zaatakowała Cię podstępna i nie oszczędzająca cierpień choroba, dzielnie z nią się zmagałeś, żyjąc nadzieją, a my wraz z Tobą, że uda się ją pokonać. Niestety, 16 listopada stanął Twój zegar, jak ten Remusowy, w powieści Aleksandra Majkowskiego, w której znajdujemy i taką prawdę: "Komu namienione - to go nie minie" (Co komu przeznaczone, to go nie ominie).
Gdybym miał Cię scharakteryzować jednym słowem, najbardziej odpowiednie byłoby określenie "społecznik". Bezinteresowna działalność we wspólnocie z innymi pasjonatami i na rzecz innych, to był Twój żywioł. Nigdzie nie byłeś figurantem. Jeśli w coś się angażowałeś, to z pełnym poświęceniem. Działałeś społecznie od wczesnej młodości, pełniąc czasem coraz wyższe funkcje w wielu organizacjach - ZHP, PCK, OSP, Polskim Towarzystwie Turystyczno-Krajoznawczym, no i jako Kaszuba z krwi i kości - Ty mówiłeś "z krwi i gnata" - w Zrzeszeniu Kaszubsko-Pomorskim. Kaszuby i kaszubszczyzna były niewątpliwie Twoją wielką, jeśli nie największą, pasją. O tej pasji pięknie mówił w homilii ks. proboszcz.
Urodzony w 1943 roku w Gdańsku, wywodziłeś się po kądzieli, ze starego rodu kaszubskiego Szroederów, stąd używany przez Ciebie pseudonim Szredrów Ben, rodu mającego korzenie w Rąbie, w gminie Przodkowo. Język kaszubski był obecny na co dzień w tej matczynej rodzinie, a w rozbudzeniu w Tobie umiłowania rodnej ziemi miał, jak mi mówiłeś, dziadek, muzykant, który wpoił Ci miłość do Kaszub i do muzyki tego regionu.
Szkołę podstawową skończyłeś tutaj, w tym mieście, w Kartuzach, w 1957 roku. Potem była kolejowa szkoła zawodowa w Gdańsku a następnie, bardzo szybko jaki widać, zaledwie skończyłeś 18 lat a już musiałeś rozpocząć pracę, a była to praca w charakterze nauczyciela zawodu w szkole przyzakładowej ZNTK - Zakładu Napraw Taboru Kolejowego także w Gdańsku połączona jednak z kontynuacją nauki w zaocznym technikum kolejowym w Bydgoszczy.
Już wówczas zaczęło się to, co stanie się charakterystyczne dla całego Twojego życiorysu - łączenie pracy zawodowej z działalnością społeczną. Będąc w 1960 r. jednym z najmłodszych instruktorów ZHP w Chorągwi Gdańskiej, zacząłeś organizować dla harcerzy obozy stałe i wędrowne oraz rajdy po ukochanych Kaszubach. I jak to u Ciebie - trwało to skromnie - tylko 30 lat. Po Kartuzach i Gdańsku przyszła pora na Wejherowo. I znowu jak to Ty - pracując zawodowo w różnych miejscach i instytucjach rozwijałeś zarazem swoje pasje społecznikowskie. W Wejherowie wstąpiłeś, w 1971 roku, do Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego, najpierw jako członek zarządu oddziału, następnie wiceprezes i wreszcie prezes. Zapisałeś się swoim działaniem trwale na kartach wejherowskiego partu ZKP a także sąsiednich, północnych oddziałów. To z Twojej inicjatywy powstała Jednota Partów Nordowych, służąca współpracy oddziałów zrzeszenia z powiatów puckiego i wejherowskiego. Zasiadałeś wielokrotnie we władzach naczelnych ZKP, byłeś dwukrotnie wybierany na wiceprzewodniczącego Głównej Komisji Rewizyjnej i czterokrotnie na przewodniczącego. Kompetentnemu spełnianiu tej roli sprzyjało Twoje wykształcenie - ukończony zaocznie Wydział Prawa i Administracji Uniwersytetu Gdańskiego. Działając w PTTK i zdobywszy tam uprawnienia organizatora turystyki, pilota wycieczek i przewodnika turystycznego po Kaszubach, promowałeś kulturę i dziedzictwo tej krainy poprzez uprawianie kwalifikowanej turystyki krajoznawczej, taki też charakter miała Twoja działalność w Klubie Turystycznym Wanożnik, który współtworzyłeś w 1990 roku i któremu przewodziłeś w latach 1995-2001, a następnie od 2010 roku. Wielkim powodzeniem cieszyły się organizowane przez Ciebie tematyczne rajdy kolarskie, a zwłaszcza cykliczny „Stegną Czorlinsczigo”. Krzewiłeś też kulturę regionu na Kaszubskich Spływach Kajakowych „Śladami Remusa”, sztandarowej imprezie Wanożnika. Miałeś tam swoje wieczory, okraszane humorem, a gawędziarzem byłeś przednim. Organizowałeś rajdy tematyczne - „Pomorania Motorajd”- dla klubowej sekcji motocyklowej, najmłodszej w Wanożniku.
Propagowałeś kaszubszczyznę w Radiu Gdańsk, prezentując w języku kaszubskim, jako Szredrów Ben, cykl audycji "Zweczi kaszebsczi". Tematykę tę podejmowałeś później na łamach "Nordy" i "Pomeranii".
Po zakończeniu pracy w Starostwie Powiatowym w Wejherowie i przejściu na emeryturę, co nastąpiło w 2008 roku, zamieszkałeś w Zaworach,w zbudowanym wielkim trudem, w dużej mierze własnymi siłami, domu usytuowanym w przepięknym miejscu - w bliskości legendarnej Góry Tamowej, z widokiem na Chmielno i cztery jeziora. Zapraszanych gości usadawiałeś w fotelu, stojącym przy oknie, tak żeby mogli napawać się tym pejzażem, który Ty miałeś na co dzień.
Do tego domu zaprosiłeś nas, członków zarządu i komisji rewizyjnej Wanożnika, w niedzielę, 4 listopada, abyśmy omówili planowane na 24 listopada, zebranie sprawozdawcze klubu, na które to zebranie też się wybierałeś. W domu miała być tylko kawa, a był obiad przyrządzony przez żonę Sabinę, która, trzeba to podkreślić, z wielkim oddaniem opiekowała się Tobą podczas całego okresu choroby. Podczas tej naszej wizyty zdawało się początkowo, że jesteś w nie najlepszej ale i nie najgorszej kondycji. W miarę upływu czasu stawało się widoczne, że wielką siłą woli starasz się uspokoić nas, że Twój stan nie jest tak bardzo zły. Żegnaliśmy się z Tobą dodając Ci otuchy, ale z obawą w sercu, że to spotkanie z Tobą może być ostatnim. Niestety, tak się stało.
Drogi Benie, odszedłeś, ale pozostaniesz długo w naszej pamięci, w naszej wdzięcznej pamięci.
W homilii ks. Piotr Krupiński też zawarł bardzo osobiste wspomnienia.
- Czcigodny księże kanoniku, pogrążona w żałobie rodzino, krewni, przyjaciele, pełna smutku kaszubska rodzino skupiona w Zrzeszeniu Kaszubsko-Pomorskim w Wejherowie, Gdańsku, Chmielnie i Kartuzach.
Gromadzimy się w tej prastarej kartuskiej kolegiacie. To tu słychać szept modlitwy wiary, wieków, pokoleń, które tu przychodziły, stawały na tym świętym miejscu. To w cieniu tej świątyni spoczywają najbliżsi śp. Bernarda - rodzice, matka, brat. To tu powraca jakby do źródła, do korzeni. To tu, gdzie wszystko się zaczęło. I wiara, która się wraz ze śmiercią spełnia, i wczoraj uroczyste modlitwy i poświęcenie ciała na tę ostatnią drogę, ciała, które jest świątynią Ducha Świętego. A my jesteśmy tego świadkami.
Też nasze serca i przestraszone, strwożone jak niewiast, które przyszły do grobu Pana. A tu grób pusty. Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tu, zmartwychwstał. Te słowa pokolenia i wieki przekazują, aby właśnie w takich chwilach, jak ta, człowiek mógł doświadczyć tej (...) Bożej. Nie tylko słów ludzkiej pociechy, życzliwości, serdeczności, które nie wystarczą wtedy, kiedy odchodzi ktoś tak bliski i kochany, ktoś, kto był częścią naszego życia. Otaczamy więc dzisiaj naszą serdeczną modlitwą śp. Bernarda i wszystkich bliskich, którzy dzisiaj z nim i dla niego stają przed ołtarzem Jezusa Chrystusa.
"Odejść tak, żeby nikt nie słyszał, Żeby drzwi nie skrzypnęły, Nie zapłakał na ścieżce kamień, Zostawić dom, jak skrzypce sprzedane ciszy, Jak bezpieczną, zagojoną już ranę. Iść potem długimi krokami W błękit, aż się rozwidni. Ciało? Cóż, nie nadążało za snami. Wróciło do ziemi. Na trzy dni!” Tak opisuje śmierć bliskiej sobie osoby poeta w wierszu zatytułowanym „Bez pożegnania”.
Stajemy, kochani przy Chrystusowym ołtarzu, Pana życia i śmierci. Aby podziękować za dar życia śp. Bernarda. Każdy z nas przynosi bardzo osobiste wspomnienia. Ale i też osobistą wdzięczność, w formie świadectw będą na końcu tej mszy św. przywołane. Jako też podziękowanie za jego wielkie zaangażowanie, za przykład miłości, do ziemi kaszubskiej, do każdej tradycji, zwyczaju, piękna nie tylko krajobrazu kaszubskiego ale i umiłowania ludu kaszubskiego. Stajemy, by dziękować Bogu za człowieka, który miał serce jakże wrażliwe, jak wiele pięknych świadectw można było usłyszeć. Pracował przecież w Wejherowie w Starostwie Powiatowym. To była praca. Ale z pracą związana była serdeczność i ogromne zaangażowanie, bo tam gdzie był, czego dotknęły jego ręce i co objęło jego serce, stawało się piękne, bo miłość ofiarna to była. Kiedy działał w Zrzeszeniu Kaszubsko-Pomorskim, kiedy jako człowiek wykazywał szczególną wrażliwość serca działając w PCK, był przewodnikiem turystycznym po kaszubskiej ziemi. Znał te wszystkie wzniesienia, wzgórza, jeziora, lasy, piękno kaszubskiej ziemi i tym się dzielił jak chlebem z tymi, którzy tu przybywali. Mogli uczyć się od niego patriotyzmu, umiłowania tego co ojczyste, co najbliższe naszemu sercu. Tu gdzie dom rodzinny ojca i matki, naszych praojców.
Przywołuję również w pamięci wielką serdeczność którą dzielił się, gdy wspólnie pielgrzymowaliśmy do Gruzji. Pamiętam, jak bardzo ujął wszystkich uczestników, kiedy przywołał tradycję gruzińską wznoszenia toastu. I tym pierwszym, za którego oni wznoszą cześć, to jest Pan Bóg, któremu najpierw dziękują za to wszystko, co w życiu otrzymali. Kiedy tak pięknie o tym opowiadał, pomyślałem sobie - jakie to piękne tradycje pielęgnuje każdy naród. Jakież bogactwo myśli, które kierują naszą myśl zawsze ku Panu Bogu, jak do źródła, w którym wszystko się zaczyna i wszystko znajdzie wypełnienie, bo w następnych słowach opowiadał pokazując tych, o których trzeba pamiętać i również za ojczyznę.
Moi kochani - był również instruktorem harcerstwa w Chorągwi Gdańskiej, prezesem klubu turystycznego ZKP w Gdańsku, organizatorem turystyki w takim bardzo szerokim pewnie pojęciu - kaszubskiej ziemi. To była jego pasja. To wszystko co kaszubskie było bliskie jego sercu. To pielęgnował nie tylko w swoim życiu ale uczył i zarażał tą miłością innych, wśród których i dla których żył.
Pokażmy, że dzisiaj przychodzi nam rozważać tajemnicę śmierci, która tak naprawę pyta o tajemnicę życia, i w tym wymiarze ziemskim, ale nie chcemy się zatrzymać tylko na tym co przemijające. Bo dzisiaj śp. Bernard każe nam patrzeć w górę, nie pozostawać tylko na pięknie tych kaszubskich krajobrazów. Tam w niebie jest ojczyzna naszego ostatecznego przeznaczenia. Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tu, zmartwychwstał. Niech te słowa dzisiaj otwierają nasze serca i kierują wzrok ku górze. Tam zasiadający Chrystus przyjmie śp. Bernarda, by sprawozdał sprawę ze swojego życia.
Popatrzmy, w tej chwili udziałem śp. Bernarda jest właśnie ten drugi wymiar życia. Bo metą tego ziemskiego pielgrzymowania nie jest wcale śmierć, ale jest życie. Śp. Bernard prowadził wiele grup, pielgrzymek po kaszubskiej ziemi i zawsze powracał do swojego domu, by dzielić się przeżyciami, doświadczeniami, poznaniem nowych ludzi. Miał w sobie przecież tak wiele radości, którą się dzielił, ale też ciekawości, poznawania, a to przecież jedna z piękniejszych form bycia z drugim i dla drugiego człowieka, właśnie kiedy się odkrywa piękno świata. I tak oto jesteśmy świadkami, jak kończy się cała ziemska pielgrzymka śp. Bernarda i powraca do domu Ojca, by tam odpocząć w Bogu, który jest miłością, w wieczności, do której zaprasza, bo dusze sprawiedliwych, jak słyszeliśmy w tej rodzinnej mowie, są w ręku Boga i nie dosięgnie ich trwoga. Bo tylko oczom głupich zdało się, że pomarli. A odejście ich poczytano za unicestwienie. A oni trwają w Bogu. Oni żyją w Panu. dzisiaj choć w bólu, smutku, cierpieniu, i z tym bardzo ludzkim pytaniu - dlaczego już? przecież mógł jeszcze żyć, pielgrzymować, być z nami, mógł dzielić się z nami tymi wszystkimi doświadczeniami, mógł po raz kolejny zaprosić nas do domu na piękne kolędowanie. Po ludzku nad tym wszystkim bolejemy, bo przejdzie to tylko do historii naszych wspomnień. Ale czyż nie piękno naszego życia właśnie z takich wspomnień, które się okazują najcenniejsze, się nie składa? I to nie umiera. Nie umiera ten, kto trwa w sercach i pamięci swoich bliskich. Dlatego pielęgnujemy te tradycje kaszubskie. One żyją w narodzie, w sercach ludzkich przekazywane z pokolenia w pokolenie.
Dzisiaj więc dziękujemy Panu Bogu za ten czas wspólnie przeżyty, za tą wspólnie odbywaną drogę. Żalu i w bólu po stracie człowieka, jakim był śp. pamięci Bernard, pewnie nie sposób wyrazić żadnym słowem. I trudno w sposób ludzki wyjaśnić jego odejście, jego brak. Jakże trudno jest w wymiarze ziemskim zrozumieć, dlaczego tak właśnie jest, że jak pisze Wisława Szymborska - ktoś był, tutaj, i był a potem nagle zniknął i uporczywie go nie ma. A my wyobraźnią serca i oczyma wiary chcemy dopisać dalsze słowa: Ktoś odszedł, ale na zawsze pozostał w naszych sercach i dopóki one będą biły, on będzie żył - w tradycji kaszubskiej historii, która ciągle się pisze, poprzez pokolenia, które rodzą się, umierają, a życia wciąż wystarcza.
Członkowie Klubu Turystycznego Wanożnik oddali hołd swojemu prezesowi trzymając w rękach wiosła kajaków. Śp. Bernard Hinz opuszczał kartuską świątynię przy dźwiękach "Kaszubskiej Królowej". Na cmentarzu nad jego mogiłą harcerze zanucili ostatni raz "Modlitwę harcerza": "O Panie Boże, Ojcze nasz, W opiece swej nas miej. Harcerskich serc ty drgnienia znasz, Nam pomóc zawsze chciej. Wszak Ciebie i Ojczyznę, Miłując chcemy żyć. Harcerskim prawom życia dnia, Wiernymi zawsze być."