Zmarłą żegnali w kościele i na cmentarzu kajakarze z wiosłami. Fot. E. Szczesiak
W czwartek 7 lipca b.r. pożegnaliśmy na cmentarzu w Kościerzynie Henrykę Mułkowską, członkinię Oddziału Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego w Kościerzynie, współzałożycielkę Klubu Turystycznego ZKP Wanożnik, współtwórczynię Kaszubskiego Spływu Kajakowego Śladami Remusa i jedyną uczestniczkę wszystkich trzydziestu jeden Remusowych spływów.
Niestety, tegorocznego nie dokończyła. Zmarła w poniedziałek 4 lipca, w namiocie na biwaku, podczas snu. Przyjeżdżając na ten spływ nie czuła się najlepiej i w związku z tym nie popłynęła ani w niedzielę, ani w poniedziałek, ale miała zamiar przebyć jeden odcinek w czwartek 7 lipca.
Nie doczekała. A my, po śmierci „najwierniejszej naszym spływom Heni”, zastanawialiśmy się, czy nie przerwać tegorocznego pływania. Od córek Alicji i Ewy oraz syna Tomka, nieutulonych w żalu po stracie Mamy, usłyszeliśmy, że nic gorszego nie moglibyśmy zrobić. „Henia by wam tego nie wybaczyła" - usłyszeliśmy. Kontynuowaliśmy więc spływ, ale w wyciszeniu.
Propozycja, żeby na pogrzeb pojechała delegacja, a reszta przebyła zaplanowany na ten dzień etap, nie spotkała się z aprobatą. Ci, którzy znali Henrykę, którym była bliska, a stanowili mimo wymiany pokoleń wciąż znaczącą grupę, pojechali na pogrzeb. A było tych osób ponad trzydzieści. W Kościerzynie doszła spora gromada przyjaciół Henryki, tych, którzy uczestniczyli w poprzednich spływach.
Uroczystości rozpoczęła msza św. pogrzebowa odprawiona w kościele Zmartwychwstania Pańskiego w Kościerzynie, kościele parafialnym Zmarłej. Przewodniczył jej ks. kanonik Roman Skwiercz, przyjaciel Henryki, kapelan Kaszubskiego Spływu Kajakowego Śladami Remusa. On też wygłosił kazanie (fragment poniżej).
W oprawie mszy św. brały udział poczty sztandarowe Oddziału Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego w Kościerzynie i Klubu Turystycznego ZKP Wanożnik. A po obu stronach trumny nakrytej flagą kaszubską wartę pełnili także kajakarze z czarnymi wiosłami, użyczonymi nam przez zaprzyjaźnione Stowarzyszenie Kajakowe Wodniak, tegorocznego współorganizatora spływu.
Z kościoła przemieściliśmy się na cmentarz. W kondukcie, uformowanym przed bramą cmentarza, za sztandarami kroczyli kajakarze z wiosłami, a za rodziną delegacja Klubu Wanożnik z prezesem Bernardem Hinzem, który niósł wiązankę z szarfą z napisem: „Drogiej Heni - klubowi Wanożnicy” oraz z wieńcem Edmund Szczesiak, wiceprezes Klubu i organizator spływu z napisem: „Najwierniejszej spływom Heni - przyjaciele z Remusa”.
Nad mogiłą Zmarłej zabrał głos Edmund Szczesiak (tekst jego mowy pogrzebowej poniżej). Henrykę wspominali też: Jacek Czapiewski, który rozmawiał z Nią jako jeden z ostatnich i Stefan Gorajek, komandor kilku wcześniejszych spływów Remusowych, który miał przyjechać na nasz biwak rano w czwartek, aby popłynąć z Henią, która mimo wszystko zaliczyła jako jedyna 31 spływów. Następne zaliczy już w niebie.
Relację sporządził Edmund Szczesiak
A oto zapowiedziane wypowiedzi.
Fragment kazania ks. Kanonika Romana Skwiercza, kapelana Kaszubskich Spływów Śladami Remusa:
Henia odeszła do Pana, aby zebrać owoce swojej nadzwyczajnej serdeczności, sympatii i empatii, która pozwalała jej, według wskazań Pisma, weselić się z tymi, którzy się weselą i płakać z tymi, którzy płaczą. Dla wielu, a szczególności swojej rodziny była niezawodnym oparciem i znaczącym wsparciem, a także arbitrem, z którego zdaniem należało sie liczyć. Miała swój udział w liturgii spływu, fundując zestaw polowy do sprawowania Najświętszej Ofiary. Żadna ofiara nie była dla niej zbyt wielka, o ile miała służyć dobru rodziny i potrzebującym.
„Kto pośród was chce być największym, niech będzie sługą wszystkich”. Tak nauczał Pan Jezus i taka była właśnie Henia. „Ostatni będą pierwszymi”. To miejsce sobie wybrała w życiu i przez nie stała się pierwszą. Nie poddawała się ani przeciwnościom, ani chorobie. Z serdeczną troską sprawowała przez lata opiekę nad chorymi, a pogody ducha każdy mógł jej zazdrościć. Tę ufność Bogu i pogodę ducha zabrała ze sobą na drugą stronę życia i niewątpliwie będzie za nami orędować, co możemy odwzajemnić modlitwą i żywą pamięcią w sercu.
Wielu zasłużonych spływowiczów już od nas odeszło, ale żaden nie dostąpił tego, aby dokonać żywota na spływie. Henia takim swoim odejściem poruszyła do głębi wszystkich. Niektórym dała takim odejściem do myślenia, a innych mogła z pychy tego świata wyleczyć. To była Jej ostatnia misja na tym łez padole, której owoce poznamy w wieczności.
Mowa pogrzebowa wygłoszona przez Edmunda Szczesiaka na cmentarzu w Kościerzynie:
Żegnamy dzisiaj Henrykę Mułkowska, Henię, którą tak bardzo lubiliśmy. Osobę serdeczną, pełną ciepła i dobroci. Nic dziwnego, że miała tylu przyjaciół, czego wyrazem jest i to, że tak wielu towarzyszy Jej w ostatniej drodze.
Teraz, gdy już odpłynęła na drugi brzeg tajemniczej rzeki, przed oczyma stają obrazy ze wspólnie spędzonych chwil, dni, lat. Także moimi.
Była połowa lat 80. ubiegłego wieku. Dr Janusz Kowalski rzucił pomysł organizowania spływów, które służyłyby zadzierzganiu więzi między członkami Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego, jak i jego sympatykami. Pukał do różnych drzwi. Wsparcie znalazł w redakcji „Pomeranii”, mnie przypadła realizacja jego pomysłu.
Publikując już wcześniej, od 1983 roku, cykl reportaży „Śladami Remusa”, często przebywałem w Kościerzynie. Poznałem ludzi bardzo sympatycznych, zarazem zaangażowanych w sprawy kaszubskie, działających w kościerskim Oddziale Zrzeszenia, gościnnych i - co tu ukrywać - bardzo towarzyskich, m.in. Jana Machuta, Gerarda Pinkera, Mariana Rogalę. No i Henię, która była wówczas początkującym członkiem ZKP, ale rodzinnie mocno zakorzeniona w Kościerzynie, na Kaszubach, na Pomorzu. Pochodziła wszak ze znanego rodu pomorskiego Massow. Bardzo chciała coś dla Kaszub zrobić. I nadarzyła się okazja. Organizując pierwszy spływ, właśnie w Kościerzynie znalazłem oparcie, zrozumienie i pomoc, udzieloną mi przez wymienione osoby, ale zwłaszcza przez Henię, dla której spływ Remusowy od początku stał się jednym najważniejszych wydarzeń w roku, takim, na które czeka się tygodniami, czy wręcz miesiącami, z nadzieją na spotkanie ludzi bliskich, przyjaznych. Mówi sie, że Remusowcy to jedna wielka rodzina i dużo w tym racji.
Śpiewaliśmy o Heni jako najwierniejszej naszym spływom, podkreślając, że uczestniczyła we wszystkich - od pierwszego w 1986 roku do tegorocznego, 31. z kolei. Niestety, tym razem, już nie do końca.
Jeszcze w sobotę była w poczcie podnoszącym flagę kaszubską na maszt.
Odeszła w poniedziałek, w godzinach wieczornych. Niedowierzanie, nadzieja, że jeszcze uda się odwrócić bieg zdarzeń, potem szok, wreszcie ogromny smutek.
Żegnam Cię, droga Heniu, w imieniu koleżanek i kolegów z Klubu Turystycznego Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego Wanożnik, którego byłaś członkiem-założycielem, ale przede wszystkim w imieniu tych, którym dane było przebywać z Tobą na kolejnych Remusowych szlakach, do których zaistnienia się przyczyniłaś i których atmosferę wzajemnej życzliwości współkształtowałaś.
Żegnając Cię pragnę wyrazić słowa wielkiej wdzięczności za to, że tyle lat byłaś z nami i tyle dobra nam sprawiłaś.
Dziękujemy Ci za wielkie serce, za życzliwość i tę radość, którą promieniowałaś, chociaż Twoje życie nie było najłatwiejsze.
Na pewno o Tobie nie zapomnimy.
Spoczywaj w pokoju!